Przyznam się szczerze, listopad to jeden z najmniej lubianych przeze mnie miesięcy. Pierwszy miesiąc zimnej części roku. Średnio sobie z nim radzę, te krótkie dni mi doskwierają. Ale już minął :)
11 listopada
Muszę się przyznać, że dopiero po zamieszkaniu w Poznaniu polubiłam Święto Niepodległości 11 listopada. Gdy mieszkałam w Solcu, kojarzyło mi się jedynie z szaroburym dniem, oglądaniem defilady wojskowej w telewizji i lekką nudą. Na szczęście w Poznaniu są tego dnia wszechobecne rogale świętomarcińskie, a samo Święto Niepodległości obchodzone jest w radosny sposób. Do tego odbywają się Imieniny ulicy Św. Marcin, są koncerty, często także fajerwerki. Ogólnie jest wesoło, kolorowo i słodko ;)
W tym roku z okazji stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości, umieściłam na blogu wpis ze zdjęciami z pięknych zakątków naszej ojczyzny: 100 zdjęć z Polski z okazji 100. rocznicy odzyskania niepodległości
Co oglądałam?
Bohemian Rhapsody (2018)
Rodzinnie z mamą i bratem wybrałam się do kina na Bohemian Rhapsody, czyli film o Freddiem Mercury i grupie Queen. Jako, że bardzo lubię ten zespół i niezmiernie żałuję, że nigdy nie usłyszę Freddiego na koncercie, to byłam ciekawa tego filmu. Co prawda nie miałam wielkich oczekiwań, bo słyszałam jak przebiegała nad nim praca (m.in. wieloletnie szukanie odtwórcy głównej roli, wtrącanie się pozostałych członków zespołu do scenariusza), ale jednak miałam nadzieję, że zrobiono przynajmniej niezły film.
Na szczęście okazało się, że Bohemian Rhapsody ogląda się dobrze. Aktorzy zrobili dużo dobrej roboty naśladując przedstawiane postacie. Scenariusz też jest niezły, szybsza akcja przeplatana jest spokojniejszymi momentami, napięcie stopniowane aż do finału. Oczywiście dużo robi świetna, oryginalna muzyka Queen.
Wady? Och, niestety są. Wszyscy członkowie zespołu zostali pokazani w dobrym świetle, źli są tylko ci spoza grupy. Używki prawie nie występują, imprezy są grzeczniejsze niż u nastolatków, a skandale są ledwo wspominane mimochodem. Pozmieniano kolejność wydarzeń, część w ogóle przeinaczono, wszystko uproszczono, by wyszedł z tego półtoragodzinny film.
Podsumowując, gdyby naprawdę chcieć się zagłębić w dzieje grupy Queen, trzeba by po pierwsze zrobić serial. A po za tym, gdyby pokazać prawdziwszą historię, nie dostałoby się wsparcia od członków zespołu i prawa do użycie oryginalnych piosenek… Trzeba się zatem cieszyć, że wreszcie powstał jakikolwiek film o Queen i można było w kinie posłuchać świetnej muzyki ;)
Moja ocena 7/10.
Stuart: Spojrzenie w przeszłość (2007)
Na ten film trafiłam przypadkiem przeglądając bazę filmów w HBO GO (zrezygnowałam na razie z Netflixa i sprawdzam, co ma do zaoferowania konkurencja… może coś polecicie właśnie w HBO GO?).
Historia oparta jest na faktach i wiedza o tym znacząco wpływa na odbiór filmu. W filmie mamy dwóch głównych bohaterów. Pierwszy z nich to młody mężczyzna, Alexander, szukający swojego miejsca w świecie, a w międzyczasie piszący i udzielający się w wolontariacie na rzecz bezdomnych. Drugi bohater, Stuart, jest jednym z bezdomnych, których korzystają z pomocy ośrodka, w którym udziela się Alexander. W pewnym momencie ich drogi się spotykają i okazuje się, że historia życia Stuarta tak wciąga Alexandra, że ten postanawia napisać jego biografię.
Skusiłam się by obejrzeć film głownie ze względu na obsadę – Alexandra gra Benedict Cumberbatch (ten z Sherlocka), a Stuarta Tom Hardy (np. Tabu). Do tej pory wyżej ceniłam Cumberbatcha, ale w tym filmie to Hardy zrobił na mnie ogromne wrażenie. Dla samej jego gry warto obejrzeć ten film. Benedict wypada przy nim blado i stwierdzam, że od tamtego czasu (2007 rok) zrobił znaczne postępy w grze aktorskiej.
Generalnie Stuart: Spojrzenie w przeszłość jest nieco chaotyczny i ogólnie historia przedstawiona jest dosyć oszczędnie. Poznajemy koleje losu Stuarta, ciężkie doświadczenia, przez które trafił na ulice i do więzienia. Ale scenariusz mógłby być lepszy, bo po filmie pozostaje pewien niedosyt. Nadal jednak oceniam go na 7/10.
P.S. Film oparty jest na książce Stuart. Życie do tyłu Alexandra Mastersa – może czytaliście?
Co czytałam?
Ósme życie (dla Brilki) Nino Haratischwili
W listopadzie padło na długą powieść Nino Haratischwili Ósme życie (dla Brilki). To dwutomowa historia gruzińskiej rodziny, której losy śledzimy przez cały XX wiek. Bardzo lubię tego typu książki, zwłaszcza, gdy są dobrze napisane, a na losy ciekawych bohaterów pływają również wydarzenia historyczne.
Ósme życie (dla Brilki) składa się z dwóch ponad 600-stronicowych tomów każdy. Pierwszy wciągnął mnie bardzo, z zapartym tchem śledziłam losy postaci i nie mogłam doczekać się dalszych wydarzeń. Drugi tom mniej mi się podobał, może dlatego, że bohaterowie mniej podążali za swymi uczuciami, a bardziej skupiali się na dręczących ich lękach? Nie wiem, w każdym razie to nie przeszkodziło, by cała książka bardzo mi się podobała. Polecam ją serdecznie i daję ocenę 8/10.

„Ósme życie (dla Brilki)” Nino Haratischwili, zdjęcie wydawcy, http://otwarte.eu/book/osme-zycie-dla-brilki
Podsumowanie
Książki i filmy czy seriale, to chyba najlepsze pomysły na listopad. Oczywiście trochę aktywności fizycznej też jest wskazane. Z drugiej strony warto też jeść coś, co się lubi. I jakoś minie ten szary miesiąc ;)
A jakie Wy macie sposoby na listopad? Co robiliście w tym roku? :)
Bądź na bieżąco – obserwuj mnie na:
Też jakoś nie bardzo lubię listopad. Nic się w tym miesiącu nigdy nie dzieje, jest trochę takim etapem przejściowym. W październiku zawsze zaczynały się studia, w grudniu to już święta a listopad zawsze był taki po prostu listopadowy. W tym roku zaplanowałam już dłuższy urlop w listopadzie, więc może w końcu trochę go odczaruję! :)
Ten post na 11.11 Ci się bardzo udał. Świetnie było móc zobaczyć naszą piękną Polskę na stu zdjęciach. Wstyd się przyznać, ale ja w tym roku nie oglądałam żadnych obchodów z okazji odzyskania niepodległości. Sama nie wiem, jak to wyszło.
Jeśli chodzi o Queen i film to słyszałam podobne opinie do Twojej, Aniu. Podobno bardzo ugrzecznili członków tej grupy. Nie oglądałam i nie znam także ich historii, więc ciężko mi się do tego odnieść :)
Jeśli chodzi o drugi film to zupełnie go nie kojarzę. Książki także nie.
Ósme życie mam w planach, ale jest jeden problem. Ta liczba stron. Chyba chcą mnie zabić taką cegłą :D Mam problem z tymi grubymi książkami, naprawdę.
Haha, a ja ostatnio mam problem z krótszymi książkami ;) Mam wrażenie, że ledwo zacznę taką czytać, poznam bohaterów a tu już koniec ;)